Konie: Resurrected Sun, Kick Me
Trenerzy: Daniel Hussian, Philip Lloyd
Wstaliśmy wcześnie rano, z zamiarem przejechania próbnych torów crossowych z naszymi ogierami. Kick Me i Resurrected Sun mieli boksy tuż obok siebie, więc rozmawialiśmy przez kraty szykując konie do treningu.
- Ostatnio jestem ciągle zmęczony - jęknął Phil. Zerknąłem na niego, rozczesując siwą grzywę konia. Martwił mnie jego stan, chłopak ciągle narzekał na zmęczenie i zawroty głowy, jednak za nic w świecie nie chciał zrezygnować z treningów, chociaż cała stajnia go do tego namawiała. Westchnąłem tylko, wiedząc że kolejny wykład nie podziała.
- Może rzeczywiście nie powinieneś jechać tego treningu... - mruknąłem cicho.
- Dan... - powiedział odwracając się w moją stronę, tak że mógł na mnie porządnie spojrzeć. - Wiesz że to dla mnie ważne...
- Nie bierz mnie na litość, to twój ostatni trening - zdecydowałem, a chłopak tylko się obruszył i odwrócił z powrotem w stronę gniadosza. Po kilku minutach konie były czyste, w swoich wszechstronnych siodłach, napierśnikach i ochraniaczach. Podsadziłem Phila na wysokiego ogiera i sam wskoczyłem na Resurrecta, a potem wyjechaliśmy ze stajni, w ciszy kierując się w stronę areny zewnętrznej z przeszkodami.
Po 10 minutach stępa zabrałem się za ustępowanie. Resurrect najwyraźniej dzisiaj nie miał ochoty na żadne wybryki, bo ładnie się złożył i krzyżował zarówno przody jak i tyły, przy niemalże niewyczuwalnych pomocach. Zrobiłem po 2 ustępowania na obie strony i ruszyłem kłusem. Folblut szedł w zupełnym rozluźnieniu, na razie na luźnej wodzy. Po 4 kółka na obie strony i zabrałem się za koła, później za wolty, serpentyny i drągi, ciągle na luźnej wodzy. W końcu, po porządnej rozgrzewce zebrałem ogiera i ruszyłem kłusem na małą kopertę. Słoneczko skoczył ją z palcem w nosie. Za nią zagalopowałem i ruszyłem na równie niską stacjonatę. Potem dwa koła, dookoła areny w galopie, zmiana kierunku z lotną i to samo w drugą. Siwek szedł szybko rytmicznie, ładnie podstawiając zad i lekko ganaszując. Naprowadziłem go na stacjonatę wysokości klasy N. Skoczył ją ładnie, z dobrą techniką, niemalże lekko, co było do niego raczej niepodobne. Najechaliśmy jeszcze na okser, przed którym trochę poplątałem sygnały i przez to Resurrect za późno się wybił, jednak przez wysokie podciągnięcie nóg nie zaliczyliśmy zrzutki. Przeszliśmy do kłusa, a potem do stępa, gotowi przenieść się na tor crossowy.
Phil
Kick Me był dzisiaj nabuzowany, dlatego przez większość czasu po prostu uspokajałem go i rozluźniałem. W końcu po niezliczonych minutach stępo-kłusa na kole, rozluźnił się wystarczająco, żeby porobić jakieś wolty, serpentyny i poprzejeżdżać drążki. Mimo ogólnego rozkojarzenia nas obojga, pracowało nam się dobrze. Ogier się starał, a ja mu w tym nie przeszkadzałem, ładnie się wyginał, skracał i wydłużał, lekko się ganaszując i cudownie podstawiając zad. W końcu przeszliśmy do rozskakania się nad niskimi przeszkodami. Kick Me niemalże przeszedł kopertę, chociaż na stacjonacie postarał się już o wiele bardziej. Pogalopowaliśmy trochę na kołach, ćwicząc impuls. Późniejsze, wyższe przeszkody skoczył już ze swoim typowym zaangażowaniem i niezłą techniką. Powtórzyłem jednak skok na wysokiej stacjonacie, bo ogier zawahał się podczas najazdu.
Przenieśliśmy się na tor crossowy, co zajęło nam jakieś pięć minut. Nasz tor składał się z dwóch części: 1 z przeszkodami na poziomie ** i *** gwiazdek i druga - 2 kilometrowa pusta przestrzeń otaczająca całe Oak Island, do ćwiczenia szybkości i wytrzymałości. Dzisiaj wybraliśmy przejazd 13 przeszkód po kolei: szerokiego oksera z 2 kłód, bankietu w dół, do wody, kłoda w wodzie, bankiet w górę i stół, za nim w odległości ok 200m coffin z żywopotów, sunken road (skłądające się z kłody, dwóch bankietów i oksera), hydra, szwed i na koniec zwykła kłoda.
Ustaliliśmy że ruszam pierwszy, a Dan za mną, po około 1,5 minuty. Ruszyłem galopem ze stój, Kick Me ruszył nadając sobie szybkie tempo, wyraźnie podekscytowany treningiem. Zbliżaliśmy się już do oksera. Ogier skoczył go bez większych problemów, może z powodu że była to jedna z najłatwiejszych przeszkód na naszej trasie. Chwilę później zbliżyliśmy się do kolejnych przeszkód. Gniadosz chętnie wskoczył do wody, pokonując bankiet z pewnego rodzaju gracją, z błyskiem w oku rzucił się na kłodę i kolejny bankiet. Tak naprawdę mógłby jechać ten tor bez żadnej pomocy z mojej strony, jednak wolałem mieć go pod kontrolą. Trzy foule, stół za nami i już pędzimy na coffin. Kick Me był jednym z szybszych koni z naszej stajni, przez angielską krew, czuł coś co folbluty, kiedy biegł. Na coffin rzucił się niemal zachłannie, skacząc ją z dużym zapasem, chociaż nieźle się zdziwił, kiedy zobaczył pod sobą rów. Sunken road poszło mu już gorzej, zachwiał się, tracąc rytm, jednak udało nam się wyratować i biegliśmy już w stronę coraz szybciej zbliżającej się do nas hydry. Ogier skoczył ją z niezłym zapasem, przez co stracił lekko równowagę przy lądowaniu, ale zdawał się nie zwracać na to uwagi. Szweda skoczył zdecydowanie lżej niż inne przeszkody, jakby przez niego przeleciał. Kłodę na koniec mógłby skakać z palcem w nosie, więc wydawało się że ją niemalże przeszedł. Teraz przed nami długi odcinek samego biegu. Wydłużyłem chód konia i wstałem z siodła, do półsiadu. Ogier bardzo się starał, głośno oddychając biegł w stronę stajni. Kick nie miał raczej problemów z rozkładaniem siły, więc samoistnie zwolnił zbliżając się do środka odcinka. Tylko trochę mu w tym pomogłem. Potem, kiedy byliśmy już przy samym końcu przyspieszyliśmy, wykorzystując wszystkie mięśnie konia. W końcu minęliśmy "metę" i zwolniłem konia do kłusa, a po rozkłusowaniu do stępa, żeby za chwilę oddać go do szybkiego przebadania Kellinowi.
Dan
Resurrected Sun w porównaniu do Kicka był starym wyjadaczem. Ruszył ze stój miarowym, w miarę spokojnym galopem, lekko wybijając się przy pierwszej przeszkodzie, dopiero za nią popędził szybko, w zasadzie bez mojej ingerencji. Nakierowałem go prawidłowo na bankiet, ten zeszkoczył z niego i skrócił sobie drogę do kłody o 1 foule, wykonując bardzo efektowny, lecz nie do końca wygodny, długi skok. Bankiet w górę poszedł mu już z większym wysiłkiem, ale dzięki mocnemu wybiciu z zadu poradził sobie z nim. Po kilku foule nakierowałem go na stół. Resurrect odbił się od jego środka i pogalopował dalej, machając energicznie ogonem. Przed nami jedo największy postrach - coffin. Słoneczko zawsze zdawał się nie oczekiwać rowu między przeszkodami, przez co miał spory problem z wylizaniem się z tej sytuacji. Tym razem nie było inaczej, jednak na szczęście udało nam się przeżyć. Pogłaskałem siwka dla uspokojenia po szyi, bo wyraźnie się zdenerwował i nakierowałem go na sunken road. Pierwsza kłoda poszła bez żadnych zarzutów, bankiety Resurrect miał już niemalże doskonale wyćwiczone. Przed okserem wybił się mocno, zostawiając sobie spory zapas. Wyraźnie się uspokoił, kiedy galopowaliśmy w stronę ostatnich dwóch przeszkód. Hydry nigdy nie były dla niego jakimś wyzwaniem, więc i tą pokonał bez problemu, zupełnie jak ostatnią kłodę. Został dwukilometrowy odcinek, który zapewne jak zwykle nie sprawi ogierowi żadnego problemu. W końcu już jako dwulatek ćwiczył wytrzymałość na torze w Cheltenham. Wydłużyłem krok, wstając z siodła i pozwoliłem mu na odwalenie za mnie całej roboty. Na jedną z odkrytych aren Oak dotarliśmy chwilę po Philu i Kicku. Pokłusowałem jeszcze trochę na luźnej wodzy i przeszedłem do stępa. Na koniec Kellin zmierzył Resurrectowi tętno, oddech i te sprawy i po rozsiodłaniu mogliśmy odprowadzić konie na duże pastwisko.
<<Powrót do treningów konia: Resurrected Sun
<<Powrót do treningów konia: Kick Me
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz